niedziela, 27 kwietnia 2014

Człowiek czy święty?

Jak to jest, że człowiek staje się świętym? Wystarczy garść dobrych chęci i moc sprawcza innego człowieka, w tym wypadku papieża. Odrobinę upraszczam, bo przecież trzeba jeszcze cudu, a proces kanonizacyjny jest długotrwały. Całe szczęście są jeszcze ludzie, których dziwią takie "cuda", odosobniony w tym zdumieniu nie jestem. A jednak w przededniu kanonizacji Karola Wojtyły - właściwie już wcześniej - za sprawą najbardziej liczących się w kraju mediów można nabrać przeświadczenia, że wszyscy Polacy żyją tym wydarzeniem i jego oczekują jak kania dżdżu. Oczywiście główne media to nie wszystko, a ich domeną jest takie dostrojenie obiektywu, aby widzom wydawało się, że tym właśnie świat żyje, co nam pokazują. Nie mam na celu roztrząsania po co jest kanonizacja papieża Polaka. Ci, którzy jej potrzebują, dostaną ją, ci którym jest nie potrzebna raczej krzywda się z jej powodu nie stanie. Kardynał Dziwisz na pytanie "po co nam święty papież Polak" odrzekł, że potrzebujemy autorytetów, kogoś kto wyznaczy drogę. To oczywiście nie jest odpowiedź na pytanie, ale klerykałowie mają to do siebie, że nigdy nie odpowiadają wprost, chyba że mogą zaserwować nam jeden z dogmatów. Mnie bardziej interesuje jak można zrobić człowieka świętym, skoro jeszcze niedawno za życia był taki sam jak reszta ludzkości - krew, szpik, mięśnie, kości. Czy naprawdę za sprawą paru podpisów, wielkiej uroczystości i sakramentów można przemienić czyjeś istnienie w coś wyższego? Najwyraźniej tak, skoro aż roi się od nich wśród zastępów dusz w niebiosach. Ich lista jest okrutnie długa i zapewne żaden katolik nie potrafi wymienić nawet czwartej ich części z imienia. Ponadto są jeszcze ci bezimienni, których ujmuje się wspólną klamrą "Wszyscy Święci".

Kto to jest święty? To osoba przebywająca w niebie, za czym idzie, że już zmarła i taka, której życie może być brane za przykład dla innych wiernych, ze względu na jej cnoty. Powstaje zatem pytanie, czy jest potrzebny dodatkowo tytuł świętego, aby reszta katolików mogła naśladować jednego ze współbraci? Widać tak, ponieważ ludzie funkcjonujący w ramach jakiejkolwiek organizacji, zwykle mają tendencje do szukania zatwierdzenia czegoś przez zwierzchnictwo. Ktoś im musi powiedzieć kogo warto naśladować i tak też jest u katolików. Zatrzymam się tu na chwilę. Jeśli poprzedni wniosek był słuszny, to jak wytłumaczyć, że to wierni domagali się kanonizacji Wojtyły? Ponoć tak było, takie wieści płynęły przez ostatnie lata za pośrednictwem duchownych i mediów. Czy zatem, jeśli pierwszy wniosek jest słuszny, to czy nie wydaje się także słuszne, że wierni zostali zainspirowani do domagania się nadania tytułu świętego zmarłemu papieżowi? Jeśli zaś jest błędny, to należałoby uznać, że wierni nie potrzebują potwierdzenia ze strony kleru, myślą autonomicznie w sprawach Kościoła i sami są inspiracją jego działań. Zatem wracam do punktu wyjścia - po co im święci? Połowiczna odpowiedź znajduje się w pewnej bardzo ważnej doktrynie - to kler decyduje kogo można czcić i do kogo można się modlić. Dla mnie, niewierzącego, ta doktryna wydaje się być zalegalizowanym odstępstwem od innej doktryny - nie dopuszcza się bałwochwalstwa. W takim razie znów trzeba przyjąć, że to kler wskazuje wiernym, kogo można naśladować i to Kościołowi (nie wiernym) potrzebna jest instytucja świętych. Inaczej każdy wierzyłby i czciłby kogo i co by chciał.

Co się zaś tyczy szumu jaki powstaje wokół kanonizacji, to choć mnie nuży, to przecież przez parę dni mogę obejść się bez głównych stacji telewizyjnych i kanałów radiowych. Wierni mają swoje święto, niech tak będzie. Już mnie nawet nie trapi organizowanie koncertów za publiczne pieniądze, czy emitowanie spotów telewizyjnych z tej okazji - to i tak marne grosze w porównaniu do dotacji na Świątynię Opatrzności Bożej - w końcu część z tych pieniędzy pochodzi również od czynnych katolików. Poza tym przecież organizuje się chociażby wspólne czytanie dzieł Brzechwy dzieciom, a to takie same baśnie i bajeczki.

Jak już wspomniałem we mnie ta kanonizacja nie godzi, zatem ufam, że i katolików czytających ten wpis, powyższa polemika nie urazi. Jeszcze tylko na koniec szpilę wbiję w sam watykański zakon: słyszeliście o ustawie we Włoszech, w myśl której każdy, kto zamierza pracować z dziećmi (np. w szkole) musi postarać się o zaświadczenie o niekaralności za przestępstwa wobec dzieci? Wiecie kto oburzył się na jej wprowadzenie jako jedyny i kto stwierdził, że powinien być a priori poza podejrzeniami? Watykan. 

MB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz