Widzę, że to, jak
zabieram się w życiu do drobiazgów, odbija się na tym blogu niby w zwierciadle.
Bo czyż nie jest drobiazgiem, że w mym gabinecie od roku zalega 27 kartonów z
książkami? Policzyłem przed chwilą, tylko po to, by o tym tu wspomnieć i zaraz
zapomnieć. W tym zbiorze są cztery małe pudła i dwa średnie. Te pierwszego
rodzaju mieszczą około 20 woluminów każdy, drugie dwa razy tyle. Są też „połówkowe”,
takie z napisem honey pomelo albo po prostu zjedz to, a trzeba przyznać,
że ta sentencja nabiera głębi, gdy zawartością kartonu nie są owoce a książki. Trzeba
by to wszystko wreszcie przeczytać, uprzątnąć jakoś spod ścian, zbić regał z
desek sosnowych i ładnie poukładać. Już pędzę! To samo z papierami. Bez
przesadnej dumy powiem, że nie mam w zwyczaju gubić dokumentów, ale porządki w
nich robię stanowczo za rzadko. Toteż kartki zaściełają parapety, co mniej
używane fragmenty biurka, szczyt komody, półki z książkami oraz oczywiście
piętrzą się na kartonach. Porządki robię okazjonalnie, stopniowo i małymi
kroczkami, zatem bałagan nie ustępuje, raczej przepycham się z nim, walcząc o
każdą piędź podłogi. To jak ze sprzątaniem Planety.
Tak i na tym blogu brak
podziału tematycznego, tylko wrzucam to o czym akurat mam ochotę napisać. W
końcu trzeba będzie zrobić porządek, a tym czasem następny wpis znowu trafi do
jednego worka z innymi, nim opanuję robienie jakichś zakładek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz