Śledzenie tak zwanych afer finansowych lub delikatniej
mówiąc bezsensownych państwowych zakupów i zleceń na dużą skalę stało się
poniekąd naszym kolejnym sportem narodowym. Choć trzeba zauważyć, że nie jesteśmy
sami w tej lidze, ponieważ środki pieniężne marnotrawi niemal każde państwo. Tylko,
że jest wiele przykładów na sprawnie funkcjonujące administracje, którym tylko
czasem zdarza się wyrzucić kasę w błoto. Ja także coś w tym temacie napiszę, a
co tam – nie mam wpływu na to, co robi Administracja z naszymi pieniędzmi, to
przynajmniej się pośmieję. Pośmiejmy się razem.
Lubię mówić: dajcie 100 mln złotych zdolnemu biznesmenowi, a potroi te pieniądze w czasie, w którym państwo wyda tę sumę i jeszcze
zadłuży się po trzykroć. Bo właściwie co robią współczesne demokracje?
Zadłużają się, a stabilność gospodarki polega na umiejętnym kontrolowaniu
deficytu budżetowego. Nie chodzi o to, by interes dobrze prosperował, tylko aby
nie zbankrutował. Paranoja, czyż nie? Jak w domowej kasie obywatela brakuje
środków to też może wziąć pożyczkę, ale jeśli nie spłaci to zapuka komornik i
będzie dramat. Jeśli nie zadłuży się, nie pożyczy od kogoś, to nie kupi sobie
tego i owego, a Państwo? Emituje obligacje. I ktoś te obligacje nabędzie, najchętniej
inny kraj, bo jak tu nie brać skoro są wysoko oprocentowane, a emitent jest
stosunkowo stabilny i raczej nie zniknie z forsą – no chyba, że wybuchnie
wojna, albo że mówimy o Grecji czy Argentynie. Tak czy inaczej kupią te papiery
dłużne, bo tylko głupi by ich nie wziął, tak jak obywatele w różnych krajach brali
kredyty hipoteczne przed 2007 r. I co w tym mnie dziwi? Ano to, że państwo ma
dług, ale wciąż może emitować obligacje, drukować pieniądze itd. Gdybym ja
wyemitował takie papiery na własne nazwisko, to koń by się uśmiał – a przecież
mógłbym zrobić to pod zastaw czegoś, na przykład rezerw w książkach, krzesłach
z jadalni, czy szynce w lodówce. Ostatnie słowo o obligacjach skarbowych, bo
nie o tym ma być główny trzon artykułu. W Internecie znajdziemy definicję tych
papierów dłużnych, według której ich sprzedaż pozwala uzyskać środki na
finansowanie celów budżetowych państwa oraz na spłatę wcześniej zaciągniętych długów. To trochę tak jakby co
miesiąc skarb państwa szedł po chwilówkę do SKOK-u.
Oczywiście na moje dąsy ekonomiści powiedzą, że to nie jest
takie proste, jak mi się wydaje. Czemu? Bo jak coś „nie jest proste” to
potrzeba ekonomistów, księgowych, prawników, doradców od funduszy i w ogóle
mnóstwa ludzi, którym lepiej zapłacić niż oszaleć w gąszczu zawiłości i
tajemnic świata.
Wiecie ile zapłaciłem za logo mojej firmy? 162 razy mniej niż
Kraków za swoje z okazji igrzysk olimpijskich 2022. Moje jest równie „skomplikowane”
co Ich, za to ładniejsze, ale to subiektywna opinia. Kraków zamówił je u
szwajcarskiej firmy, a jak wiemy u nich wszystko jest kosztowne. Jedno nad czym
boleję to, że moje nie ma tak bogato udokumentowanego związku z kulturą i
miastem, to znaczy nie nawiązuje do góralskiej parzenicy oraz krakowskiego
Rynku Głównego. DO KRAKOWSKIEGO RYNKU! Szukałem go na powyższym znaczku, zanim
przeczytałem wyjaśnienie urzędników odpowiedzialnych za to cudo – ten żółty romb
w centrum, a właściwie po prostu kwadrat, to wyobrażenie rynku. Mówiłem, że się
pośmiejemy?
Może grafika i napis przedstawione przez urzędników tyle
kosztowały, ponieważ to logotyp, a nie logo – na facebookowej stronie „Kraków
2022” właśnie ta różnica została twardo zaakcentowana. Chyba Kraków uznał, że
jak użyje dłuższego o trzy litery określenia, to będzie można uzasadnić kilka
zer więcej na rachunku. Skoro już tak chcą być precyzyjni, to zaznaczę, że to co
zamówili według obiegowej nomenklatury można potraktować jako logotyp i logo
w jednym, więc może trzeba się cieszyć, że zapłacili tylko 80 tysięcy
(wyjaśnienie ambarasu z logo i logotypem na końcu artykułu). Dość już
rozwodzenia się na ten temat, bo od objawienia symbolu dało znać o
sobie wielu utalentowanych żartownisiów, którzy wspaniale przerobili logo ze
Szwajcarii. Ja pracuję nad własnym wzorem. Może chcielibyście zagłosować na
jeden z poniższych?
Daj Pieniądze
Daj Ziarno
Krabik
Przeróbki zaczerpnąłem z artykułu: http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/zio-2022-internauci-smieja-sie-z-logotypu-krakowa-memy,2203188,t,id.html
Drugie kuriozum – Emp@tia, to strona internetowa dla „osób i rodzin poszukujących pomocy państwa oraz pracowników
instytucji tę pomoc świadczących” – tego możemy dowiedzieć się z portalu https://empatia.mpips.gov.pl/web/piu/dla-swiadczeniobiorcow/ps.
Co w tym ciekawego? A to, że między innymi treść serwisu skierowana jest do
bezdomnych. Można przeczytać na Emp@tii, że „pomoc społeczna kierowana jest w szczególności do osób i rodzin bez dochodów lub o bardzo
niskich dochodach, osób niepełnosprawnych, dotkniętych przemocą w rodzinie czy
wykluczonych społecznie, a także
bezdomnych”. Sądzę, że osoby bez
dochodów, jak bezdomni, również mogą nie skorzystać, bo ciężko opłacić Internet,
plasując się w najuboższej grupie społecznej. Parę dni temu gruchnęła wieść, że
ten portal kosztował nas 49 mln złotych, ale Ministerstwo Pracy i Polityki
Społecznej uspokaja: kosztował tylko 3,3 mln złotych. Tanioszka, jak to mawiał
mój kolega z dzieciństwa. Reszta puli poszła na cały Centralny System
Informatyczny Zabezpieczenia Społecznego, w
tym chyba na wymyślenie jego nazwy i zaprojektowanie logo Emp@tii. Ciekawe czy
było dużo tańsze od krakowskiego, bo przecież popularnej „małpki” nie trzeba
było wymyślać. Z drugiej strony romb też już kiedyś wymyślono, ale starożytnym
nie przyszło do głowy, iż może być symbolem Głównego Rynku i za to właśnie
płacimy. Wiadomo na pewno, że sporą część środków wydano na 3,5 tysiąca
laptopów dla pracowników społecznych i tablet dla Ministra. Na co przeznaczono
resztę? Na fundamentalny projekt, jak wytłumaczył dr Michał Polakowski z
fundacji ICRA (organizacja non-profit zorientowana na badania w dziedzinie nauk
społecznych), który nie wiem z jakiego powodu zabrał głos w obronie omawianego
systemu. Stworzono też tajemnicze narzędzie statystyczne, dzięki któremu środki
pomocowe będą lepiej dystrybuowane – to już mówi Ministerstwo. Jakie jeszcze korzyści
z Emp@tii? Nie będzie trzeba wypełniać papierowych formularzy ani nosić ich do
różnych urzędów. To ma przynieść gigantyczne oszczędności, czyli 71,3 mln zł
wciągu dwóch lat. Tymczasem w Sejmie wciąż drukuje się wszystkie projekty ustaw
i to pomimo, że obdarowaliśmy posłów nowiutkimi tabletami, a mieli już przecież
laptopy. Jakoś tego nie widzę, żeby urzędnicy zrezygnowali z ukochanych
papierów i całkowicie przestawili się na e-administrację – przecież trudno
udawać zapracowanie, jeśli na biurku stoi tylko monitor zamiast sterty ważnych
dokumentów. Ostatnią linią obrony projektu przez ministra Kamysza jest fakt, że
system sfinansowano w większości ze środków unijnych. Tak jakby istniał jakiś
magiczny garniec złota w Europie, do którego skrzat wkłada pieniądze, a my
sobie z niego podbieramy. Zauważyliście, że w Polsce jak społeczeństwo krzyczy
- Za drogo! Kto za to zapłaci?! – a w odpowiedzi pada – Unia Europejska, a
przynajmniej w większości! – to już mniej się ludzie denerwują? „To nie z
budżetu centralnego RP” - jak tak to spoko.
Chcecie przyjrzeć się jak wygląda instruktarz korzystania z
portalu Emp@tia? Znalazłem 23 stronicowy przewodnik ze zdjęciami:
Streszczę powyższe. Żeby skorzystać z Emp@tii trzeba się zarejestrować, żeby to
zrobić można użyć podpisu elektronicznego (potrzebny będzie gadżet
na kartę kryptograficzną) albo użyć podpisu skojarzonego z profilem ePUAP, a
żeby go mieć, trzeba zarejestrować się w ePUAP na innej stronie internetowej,
gdzie wystarczy podać podstawowe dane włącznie z PESELem oraz oczywiście adres
e-mail i już możemy zalogować się tam gdzie naprawdę chcieliśmy od początku.
Proste, prawda? Każda osoba potrzebująca pomocy społecznej sobie z tym poradzi.
Mnie się udało to i bezdomny da radę. Dostałem nr biletu i automatycznie
pobrała się wtyczka do przeglądarki, którą musiałem jedynie zainstalować i... nie
zrobiłem tego, bo zażądała ode mnie zamknięcia wszystkich okien przeglądarki, a
wówczas mój świat by się zawalił. Doprowadzę jednak proces do końca po
ukończeniu tego artykułu i może zrobię jego aktualizację później. Jeśli ktoś
chciałby skorzystać w ePUAP z loginu „koczkodan”, to przepraszam, ale jest już
zajęty przeze mnie.
Na marginesie zaznaczę, że jeśli ktoś myśli, iż przyłączam
się do ogólnego trendu krytykowania urzędów, nie mając pojęcia o tym, co w nich
się dzieje, to wyjawię, że pracowałem przez siedem miesięcy w jednym z
centralnych urzędów.
Jeśli dotarliście tak daleko, czytając niniejszy wpis, to zostawiłem
dla was na koniec jeszcze jeden smaczek. Ministerstwo Spraw Zagranicznych
wybrało się na nie byle jakie zakupy. Rzecz dotyczy wydatków w latach
2008-2013, ale wyszła na jaw dopiero pod koniec lutego 2014 r. Pokrótce,
kupiono: stół za 174 tys. i drugi za 11 tys. zł, biurka po 6 tys. każde,
dwa fotele za przeszło 8 tys. sztuka i wiele innych mebli łącznie za kwotę
4,4 mln złotych. Tanioszka. Jak już stół wykorzystano kilkanaście razy, to odniesiono go
do magazynu gdzie się kurzy.
Jednym słowem fajnie być urzędnikiem i wydawać publiczne
pieniądze, mimo że to wielka odpowiedzialność… Zaraz! Jaka odpowiedzialność?
Przed kim? Oddał któryś z nich źle wydane pieniądze? Czy jakiś minister spłaca
dług wobec społeczeństwa, po tym jak już zabrano mu tekę? Chcielibyście, ja też
bym chciał.
Wyjaśnienie czym jest logo, czym logotyp. Panuje zamieszanie
odnośnie tych pojęć, zapewne za sprawą branżystów, którzy takie znaki projektują
i sprzedają oraz popularnej Wikipedii. Jeśli ktoś korzysta wyłącznie z tej
internetowej encyklopedii może zbaranieć, ponieważ po wpisaniu hasła logotyp, dowie się że logo jest skrótem utworzonym od logotypu, natomiast klikając na odnośnik
do hasła logo dowie się, że jest to
autonomiczne pojęcie i oznacza grafikę. Dlatego lepiej korzystać ze słowników
języka polskiego, wówczas ustalimy, że:
Logo to graficzny symbol przedsiębiorstwa, organizacji, serii
wydawniczej itp.
Logotyp to czcionka drukarska zawierająca przyjęty skrót wyrazu.
Zatem jak widzimy według językoznawców z PWN znaczenie słowa logotyp jakie zazwyczaj się stosuje, w
ogóle nie istnieje, czy raczej jest niepoprawne; potocznie mówi się, że jest to
napis będący symbolem jakiejś marki czy organizacji. Możemy odwoływać się do onlinowych
cudacznych spisów polskich wyrazów, jak www.sjp.pl,
ale tam znajdziemy również takie słowa jak „iii”, więc proszę wszystkich aby tam
nie zaglądali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz