sobota, 31 maja 2014

Zdrowe melony

Jest takie coś jak kooperatywa "Dobrze". Z razu brzmi dobrze prawda? Grupa ludzi postanowiła wydać wojnę - oczywiście w przenośni, w ich planie nie ma miejsca na agresję - dużym sprzedawcom, zwłaszcza sieciom supermarketów i wprowadzić na rynek inną formę sprzedaży oraz zaopatrywania ludności w produkty spożywcze. Rzecz dzieje się w Warszawie, czas akcji: teraźniejszość. Twórcy koncepcji są zapaleńcami, są wśród nich ekolodzy, działacze samorządowi (właściwie wiem tylko o jednym), tak zwani świadomi konsumenci. Chcą, a właściwie już to robią, kupować produkty rolne bezpośrednio od producentów, tj. rolników i sadowników, tudzież z hurtowni ekologicznych płodów, następnie odsprzedawać je mieszkańcom stolicy po przystępnych cenach. Nie zamierzają na tym zbijać fortuny, chcą jedynie pokrywać bieżące koszty, wyremontować lokal wynajęty od miasta i pozwolić swojej żywnosciowej rewolucji trwać. Używam określenia "rewolucja" świadom, że jest ono na wyrost, ale niech tak zostanie. Wiadomo nie od dziś, że drobny handel spożywczy broni się przed ekspansją wielkopowierzchniowych sklepów i prowadzi partyzantkę bazarowo-uliczną. Warszawa nie jest wyjątkiem jako poligon prowadzenia tych bitew, ale tam partyzanci mają szczególnie fanatycznych sprzymierzeńców. 

Minął już czas zachłyśnięcia się kolorowymi półkami hipermarketów i zdaje się, że teraz Polacy chadzają do tych sklepów głównie z dwóch przyczyn (pominę tutaj asortyment ogrodowo-budowlany, skupiając się tylko na spożywczym): po pierwsze szukają najniższej ceny, po drugie szukają miejsc gdzie wszystko można kupić za jednym zamachem. Część społeczeństwa jest zmęczona taką formą robienia sprawunków, tłokiem, produktami niewiadomego pochodzenia - mimo, że każdy sprzedawca ma obowiązek określić przynajmniej kraj producenta. Potrzebują wiedzieć kto, choćby w przybliżeniu, jest twórcą ciężkiej pracy wyłuszczenia z gleby smakowitości, które później kładą na talerz. A jeśli do tego znają z imienia tegoż rolnika czy sadownika to już czują się spokojniejsi o jakość towaru. To zjawisko szalenie ciekawe z punktu socjologicznego. Przecież to, że znamy nazwisko pana Kazia, który zerwał jabłko, nie powinno przeważać szali naszego zadowolenia, jeśli na drugim końcu wagi są certyfikaty jakości. A jednak, wielu z nas nie ufa takim papierkom wystawionym przez urzędy czy prywatne instytucje, tak jak nie wierzymy zapewnieniom polityków, że jest "dobrze". Panuje przeświadczenie, że to co leży w hipermarkecie musi być otrute pestycydami, przerobione genetycznie, sztuczne, niesmaczne i co tam jeszcze chcecie. Za to od rolnika będzie zawsze zdrowsze. To oczywiście przesada, albowiem nigdy nie wiadomo, jakich metod używa ten nasz zaprzyjaźniony rolnik, kiedy nikt nie patrzy. Zresztą są farmerzy więksi i mniejsi, bogatsi i biedniejsi. Ci pierwsi zazwyczaj są bogatsi nie tylko dlatego, że mają smykałkę do zarządzania interesem, ale też temu, że zmechanizowali i zchemizowali swoje uprawy. Czy należą do grupy trzymającej władzę w sektorze żywnościowym? Pozostawię bez odpowiedzi. 

Wracając do grupy "Dobrze" - oni dodatkowo wydają się stawiać sobie za cel popieranie polskich, ekologicznych producentów warzyw i owoców. Nigdzie wprost tego nie znalazłem, więc sam sobie wyciągam wniosek, że to kolejny kamyczek wrzucony w nurt walki "z hiszpańską truskawką". Polacy - zresztą nie my jedyny w Europie - coraz częściej chcą popierać nasze. Może akcje typu Teraz Polska zrobiły swoje, a może stary kontynent znów robi się ksenofobiczny? Tak czy siak w założeniach kooperatywy znajduję pozytywną ideę. Romantyczną, ale godną szczerego poklepania po plecach. Obawiam się tylko czy im się to uda i jak długo? Po pierwsze nie mają przewodnictwa, a decyzje podejmuje się wspólnie. Po drugie mają być organizacją non-profit, a i tak wkrótce ktoś zacznie podejrzewać, że robią na tym kokosy. Po trzecie żagle ich łodzi wypełnia wiatr trendu, który może się załamać. Wreszcie po ostatnie przypomina mi to trochę hipisowski ruch, gdzie wszystko ma być dla wszystkich, a ludność żyć będzie w komunach. Acha, nie wspomniałem, że istotną częścią ducha tej grupy jest miła atmosfera? No właśnie. Ludzie się lubią, spotykają się tym chętniej, że są dla siebie interesujący i mogą pogaworzyć nie tylko o zdrowej żywności - wydaje się to być jedynie dodatek do ekologicznych zakupów, a jednak widzę w tym głębię. Mieszkańcy dużych miast poszukują utraconych relacji ze społeczeństwem, aktywnej i swojskiej społeczności i każdy pretekst do ich budowania wydaje się dobry. Ale to już temat na inną okazję. 


Przeczytacie więcej o inicjatywie na stronie dobrewiadomości oraz stronie kooperatywu

A tu jest film nakręcony przez twórców inicjatywy "Dobrze"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz