Leży śnieg, sypie śnieg…
Śnieg jest nudny. Wiem, że można
z nim (za jego pomocą) robić różne rzeczy – narciarstwo, amatorskie saneczkarstwo z górki, lepienie z niego czegoś tam – ale nie o to chodzi. Gdy jest
go dużo, to jest go zawsze za dużo, gdy nie ma wcale to też są pretensje, że go
brak. Tak czy inaczej wiele rozmów telefonicznych lub takich na papierosie
zaczyna się od tego pioruńskiego śniegu: „Hej, a napadało u was? Nie? A u nas
od groma!; Tak? a u nas nic a nic…” albo „Znowu święta bez śniegu” lub „Teraz jest
biało, ale do wigilii pewnie zrobi się chlapa”. Nudy co? To czemu każdemu z
nas, Polaków, zdarzyło się w podobny sposób zacząć rozmowę? Przecież gadamy tak
nie tylko z obcymi, którzy nas mało interesują i nie możemy znaleźć lepszego
tematu. Nie. Tak rozmawiamy również z rodziną czy przyjaciółmi. Jakby śnieg stanowił esencję
życia.
Oto jak jest teraz u mnie (zdjęcie - tu były drewniane schody)
Ciekawe czy Brytyjczycy mają to samo w wypadku
mgły, deszczu czy wiatru, czy też może jest to u nich tylko temat o tzw. „pogodzie”.
Bo u nas śnieg to coś więcej. To przyczynek do dłuższych, głębszych wywodów na
temat gospodarki krajowej. A, tak! Jak już zagaimy o ten biały puch, to interlokutor
może wspomnieć o odśnieżaniu. Na tym konwersacja mogłaby się zakończyć, tylko
czemu miałaby? Że niby prosty związek – napada śnieg, to się go uprząta – nic
dodać nic ująć? E tam. W dobrym tonie jest podjąć wątek służb powołanych do
walki ze skutkami zimy. Tych od pługosolarek. Zatem mówimy, że znowu się nie
spisali i wszędzie ślisko a zaspy takie, że można wpaść i się w nich zgubić, a odnaleźć
dopiero na wiosnę. I wtedy czasem wspomnimy jakie to wielkie koszty państwo
ponosi na zmiatanie, solenie i posypywanie piaskiem. Ot i wątek gospodarki.
Ostatnio akurat śniegu długo nie było, więc pojawiły się wzmianki o
oszczędnościach z tego tytułu. Na szczęście dla specjalistycznych firm zaśnieżyło
Polskę i wszystko zaczyna się „w przyrodzie” wyrównywać. Chyba też ku uciesze
stacji telewizyjnych, bo przecież więcej można pokazać gdy jest biały kataklizm
niż gdy go nie ma. Tak na zdrowy rozum, dla przykładu – jeśli zima jest długo
łagodna to rolnicy i sadownicy przewidują katastrofę we florze, a gdy zima wali
na całego jak trzeba to na dwoje babka wróżyła. Może pąki wymarzną a może nie.
Nie chodzi o to, że piję do upatrywanej przez socjologów skłonności w naszym narodzie do narzekania. Po prostu jest
tak, że człowiek często mówi o tym, co jest w jego zasięgu. W zasięgu wzroku
zwykle. Leży śnieg pod nogami albo nie leży, to o tym wspomnę. Zawsze tak było.
Siedział Newton na werandzie, patrzy spada jabłko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz