środa, 12 lutego 2014

Sokół i jaskółka

Nikołaj Aleksandrowicz Fandorin - od poznania imienia jednego z głównych bohaterów powieści, rozpoczynamy przygodę. Tym, którzy mieli styczność z twórczością Akunina, ostatni człon nazwiska jest znajomy, lecz ci którzy nigdy nie mieli w ręku woluminu tegoż autora, nie muszą się obawiać – Sokół i jaskółka jest autonomiczną pozycją. Można śmiało po nią sięgnąć, nie czytając wcześniej serii o Eraście Pietrowiczu Fandorinie, przodku Nikołaja z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia.

Powieść, o której mowa, przenosi nas ze współczesności do XVIII wieku i głównie w tym okresie się rozgrywa, by na koniec znów powrócić do wieku nam właściwego. Boris Akunin dał mi tą książką to, czego oczekiwałem i czego po nim się spodziewałem. Plastyczny, zręczny język, który kojarzy mi się z rosyjskimi pisarzami, wskazuje na to, że i w jego żyłach płynie literacka krew naszych wschodnich sąsiadów, choć jest on Gruzinem z urodzenia. Być może nie znajdziemy w tej księdze oszałamiającej zagadki, być może nie jest ona naszpikowana dramatycznymi zwrotami akcji, ale na pewno utrzymuje w napięciu i nie pozwala wypuścić siebie z rąk na zbyt długo. Nie chcąc zdradzać ważnego detalu, wyjawię jedynie, że autor wprowadził niezwykłego narratora, który z początku zbudził mój sprzeciw, lecz gdy dotarłem do końca jego roli (bowiem nie jest to jedyny narrator) zatęskniłem za nim i miałem nadzieję, że znów się odezwie. To historia po trosze spod znaku trupiej czaszki i piszczeli, skarbów, dalekiej podróży morskiej i portowych dzielnic, po trosze opowieść o dziwnej, nagłej miłości, między dwojgiem ludzi, którym nikt nie wróżyłby przyszłości. Jest tu i magia – nie, nikt nie rzuca zaklęć, to inny gatunek - i tak właściwa dla Akunina fascynacja kulturą japońską. Humoru zbyt wiele w niej nie znajdziecie, ale wrażenie lekkości, jakby otulających czytelnika promieni słonecznych wciąż podczas lektury nawraca.

Nie jest to powieść drogi, choć znaczna jej część rozgrywa się na statku, a bohaterowie nie tkwią zbyt długo w jednym miejscu. Mamy tu egzemplarze brutalnych ludzi oraz heroicznych, pięknych, a wszystkie realistyczne i pasujące do epoki. Dowiadujemy się paru detali na temat XVIII-wiecznej medycyny, żeglugi, ale nie zostajemy nimi przytłoczeni.


Bez skalania mego sumienia, mogę stwierdzić, że przeczytanie Sokoła i jaskółki było dla mnie dużą przyjemnością.

4 komentarze:

  1. Generalnie Akunin jest niezłym pisarzem (spędziłam z nim wakacje, ho ho), aczkolwiek moja miłość do Dostojewskiego ściska się ze złości, kiedy niektórzy porównują do niego Akunina. To prawda, jak zauważyłeś, że widać u niego w języku i sposobie w operowaniu słowem ten rosyjski klimat, który jest nie do pomylenia z żadnym innym. Coś ci rosjanie mają w sobie, jakąś manierę pisania, która jest po prostu nie do przebicia dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również nie ustawiłbym w jednym rzędzie klasyków rosyjskiej literatury z Akuninem. U niego widzę więcej humoru Rosji, niż jej ponurego cienia. On wychowywał się już w innych czasach, w innej, smutnej Rosji niż Dostojewski, być może stąd jego bohaterowie są zarówno nieszczęśni w życiu prywatnym jak i obdarzani "drobnym" szczęściem - np. sukcesy zawodowe Erasta czy jego dziwna fortuna w grach losowych. Z serią rozpoczętą Azazelem również spędziłem parę świetnych dni, m.in. 10 lat temu pewnej nocy przeczytałem cztery części, choć miały mi starczyć na dłużej na urlopie. Pamiętam polowanie w księgarniach na kolejne tomy i teraz znów trzeba polować, ponieważ ostatnia część nie jest przetłumaczona, a ja za słabo znam rosyjski, by czytać w oryginale

      Usuń
    2. mogę pomóc :D

      Usuń
    3. W takim razie będę pamiętał do kogo zwrócić się o pomoc.

      Usuń