Nikołaj Aleksandrowicz
Fandorin - od poznania imienia jednego z głównych bohaterów powieści,
rozpoczynamy przygodę. Tym, którzy mieli styczność z twórczością Akunina, ostatni
człon nazwiska jest znajomy, lecz ci którzy nigdy nie mieli w ręku woluminu
tegoż autora, nie muszą się obawiać – Sokół
i jaskółka jest autonomiczną pozycją. Można śmiało po nią sięgnąć, nie
czytając wcześniej serii o Eraście Pietrowiczu Fandorinie, przodku Nikołaja z
przełomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia.
Powieść, o której mowa,
przenosi nas ze współczesności do XVIII wieku i głównie w tym okresie się rozgrywa,
by na koniec znów powrócić do wieku nam właściwego. Boris Akunin dał mi tą
książką to, czego oczekiwałem i czego po nim się spodziewałem. Plastyczny,
zręczny język, który kojarzy mi się z rosyjskimi pisarzami, wskazuje na to, że
i w jego żyłach płynie literacka krew naszych wschodnich sąsiadów, choć jest on
Gruzinem z urodzenia. Być może nie znajdziemy w tej księdze oszałamiającej
zagadki, być może nie jest ona naszpikowana dramatycznymi zwrotami akcji, ale
na pewno utrzymuje w napięciu i nie pozwala wypuścić siebie z rąk na zbyt
długo. Nie chcąc zdradzać ważnego detalu, wyjawię jedynie, że autor wprowadził
niezwykłego narratora, który z początku zbudził mój sprzeciw, lecz gdy dotarłem
do końca jego roli (bowiem nie jest to jedyny narrator) zatęskniłem za nim i
miałem nadzieję, że znów się odezwie. To historia po trosze spod znaku trupiej
czaszki i piszczeli, skarbów, dalekiej podróży morskiej i portowych dzielnic,
po trosze opowieść o dziwnej, nagłej miłości, między dwojgiem ludzi, którym
nikt nie wróżyłby przyszłości. Jest tu i magia – nie, nikt nie rzuca zaklęć, to
inny gatunek - i tak właściwa dla Akunina fascynacja kulturą japońską. Humoru
zbyt wiele w niej nie znajdziecie, ale wrażenie lekkości, jakby otulających
czytelnika promieni słonecznych wciąż podczas lektury nawraca.
Nie jest to powieść
drogi, choć znaczna jej część rozgrywa się na statku, a bohaterowie nie tkwią zbyt
długo w jednym miejscu. Mamy tu egzemplarze brutalnych ludzi oraz heroicznych,
pięknych, a wszystkie realistyczne i pasujące do epoki. Dowiadujemy się paru
detali na temat XVIII-wiecznej medycyny, żeglugi, ale nie zostajemy nimi
przytłoczeni.
Bez skalania mego
sumienia, mogę stwierdzić, że przeczytanie Sokoła
i jaskółki było dla mnie dużą przyjemnością.
Generalnie Akunin jest niezłym pisarzem (spędziłam z nim wakacje, ho ho), aczkolwiek moja miłość do Dostojewskiego ściska się ze złości, kiedy niektórzy porównują do niego Akunina. To prawda, jak zauważyłeś, że widać u niego w języku i sposobie w operowaniu słowem ten rosyjski klimat, który jest nie do pomylenia z żadnym innym. Coś ci rosjanie mają w sobie, jakąś manierę pisania, która jest po prostu nie do przebicia dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa również nie ustawiłbym w jednym rzędzie klasyków rosyjskiej literatury z Akuninem. U niego widzę więcej humoru Rosji, niż jej ponurego cienia. On wychowywał się już w innych czasach, w innej, smutnej Rosji niż Dostojewski, być może stąd jego bohaterowie są zarówno nieszczęśni w życiu prywatnym jak i obdarzani "drobnym" szczęściem - np. sukcesy zawodowe Erasta czy jego dziwna fortuna w grach losowych. Z serią rozpoczętą Azazelem również spędziłem parę świetnych dni, m.in. 10 lat temu pewnej nocy przeczytałem cztery części, choć miały mi starczyć na dłużej na urlopie. Pamiętam polowanie w księgarniach na kolejne tomy i teraz znów trzeba polować, ponieważ ostatnia część nie jest przetłumaczona, a ja za słabo znam rosyjski, by czytać w oryginale
Usuńmogę pomóc :D
UsuńW takim razie będę pamiętał do kogo zwrócić się o pomoc.
Usuń