wtorek, 24 marca 2015

Coś o Nas

Poraża mnie głupota ludzi, którzy nawet w obliczu konfliktu zbrojnego w naszej części Europy znajdują sposobność do dzielenia narodu polskiego. Czy to stało się naszą specjalnością?

Zaczęła się licytacja pod tytułem: kto będzie bronił ojczyzny? I to właściwie z wykrzyknikiem obok pytajnika. I z przytykiem, z wielkim karcącym palcem wskazującym w kierunku tych czy owych, którzy tego kraju nie zamierzają bronić. Zdaniem oczywiście karcących nie zamierzają. Bo przecież tak naprawdę nie wiadomo kogo wskazać, kogo już dziś, w czasie pokoju uznać za dezerterów. Jeszcze tego brakuje nam, żebyśmy stworzyli sobie raport mniejszości (Minority Report - amerykański film science fiction) i przed dniem próby osądzali ludzi, arbitralnie uznając kto jest a kto nie jest gotowy oddać życie za Polskę. Tymczasem nawet w ogólnokrajowych stacjach telewizyjnych można usłyszeć opinie, że to "narodowcy" będą budować szaniec, który powstrzyma napadającego na nas wroga. Jednocześnie dyskredytuje się rzekomo kosmopolityczną młodzież i ludzi w średnim wieku, dla których ponoć najważniejszy jest pieniądz a nie wyższe wartości. W pierwszej chwili budzi się we mnie głos oburzenia, który krzyczy, że to nie ci co na sztandarach noszą hasła będą walczyć za kraj, ale wykształceni ludzie, którzy mają o co walczyć i kogo bronić - zakorzenieni w tej ziemi poprzez znajomość naszej wspólnej kultury i historii. W drugim odruchu pomyślałem, że gdybym na tym skoncentrował niniejszy wywód, zagrałbym w tę durną grę "kto będzie bronił ojczyzny?". Prawda jest taka, że są dwie możliwe odpowiedzi na to pytanie. Pierwsze to: a kto to wie? Ale odpowiadanie pytaniem na pytanie w tym wypadku donikąd nie prowadzi, więc zaserwuję inną odpowiedź. Bronić kraju będzie ten kto w nim zostanie, a raczej ten kogo wojna w nim zastanie. Każdego kraju, nie tylko Polski. Przyparty do muru się broni i tylko to jedno jest pewne. Nikomu nie wolno dzisiaj wytykać palcem tych, którzy w ich opinii są tchórzami, bowiem dzień próby jeszcze nie nadszedł. Gdybyśmy szli innym tokiem, to może trzeba by było wszystkich chłopów uznać za potencjalnych zdrajców i oportunistów, którzy zginają kark przed każdym władcą, cofając się pamięcią do poprzednich stuleci. Ale przecież chłopi to już nie chłopi tylko rolnicy i już przed nikim karku nie zginają. Powoływanie się z kolei na to, że walczyć będą wierni postaciom takim jak płk Kukliński, że tylko ci nie opuszczą płonącego budynku zwanego ojczyzną, wywołuje złośliwy uśmiech na mojej twarzy. A właśnie taką opinię wczoraj usłyszałem. Tak jakby Kukliński nie wyjechał (czy jak kto woli "nie uciekł") na zachód jesienią 1981r. wraz z całą najbliższą rodziną. 

Zatem według mnie walczyć w czasie wojny będą ci, którzy będą walczyć. Może brzmi to jak konstatacja przepisana z jakiegoś graffiti, ze ściany w publicznym szalecie albo zapożyczona z kiepskiego serialu, ale tylko ona jest dzisiaj stuprocentowo prawdziwa i niepodważalna. Dla przeciwwagi usłyszałem również wczoraj panią w starszym wieku, która jak rozumiem zajmuje się edukowaniem młodych, opowiadając o czasach II wojny światowej. Ona z niezachwianą pewnością twierdzi, że mylą się ci, którzy co do młodzieży wyciągają pochopne wnioski o ich zdegenerowaniu patriotycznym i zawładnięciu ich umysłów hedonizmem. Uważa, że młodzi będą bronić kraju, kiedy przyjdzie pora, niezależnie jakie teraz opinie sami wygłaszają. Czort wie co tam sobie myśli, ta nasza młodzież. Będzie jak będzie - znowu najmniej skomplikowana sentencja Co zrobić, skoro nikt nie zna przeszłości nie wie jak kto się zachowa. Jednocześnie sprzeciwiam się kategorycznemu krytykowaniu tych, którzy dziś zarzekają się, że spakują rodzinę i wywiozą ją do bezpiecznych stron, z dala od wojny w kraju. A może potem wrócą sami i będą bronić kraju? Pod warunkiem, że będzie czego bronić, że nie spotka nas wojna nuklearna. 

Tym nieoptymistycznym akcentem kończę niniejszy wpis.

MB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz