wtorek, 17 marca 2015

Trzy sprawy na dziś - 17.03.2015



Trzy sprawy wylądowały dzisiaj przed moimi oczami...


Numer jeden

Egipski Minister Mieszkalnictwa i Infrastruktury ogłosił wielkie plany związane z budową nowej stolicy dla swojego państwa. Miasto ma powstać od zera, na piaskach pustyni, ma zajmować powierzchnię 700 km2, pomieścić 5 mln mieszkańców, 663 szpitale oraz kliniki, 1250 obiektów świątyń i ma być gotowe w ciągu 7 lat od wbicia łopaty w... w piasek (to pesymistyczna wersja, ta druga zakłada 5 lat budowy). Przeczytajcie poprzednie zdanie jeszcze raz, tak na wszelki wypadek. Minister Mostafa Madbouly ponoć nie żartował, zresztą szefowie ministerstw rzadko miewają poczucie humoru. Przedsięwzięcie ma kosztować 30 miliardów funtów szterlingów. Jednym z głównych inwestorów ma być biznesmen z Emiratów Arabskich Mohamed Alabbar. Ten człowiek jest tak zasłużony w branży nieruchomości, że ma nawet swoją stronę na Wikipedii - albo wystarczająco bogaty, aby o nim wspomnieć. Powód tego pomysłu jest prosty: obecna stolica, Kair, jest tłoczna i trzeba ludzi skierować gdzie indziej. Zamieszkuje ją przeszło 12 mln ludzi, ale wchodzi ona w skład znacznie większego obszaru zurbanizowanego. 
Wielu ekspertów uważa ten projekt za skazany na porażkę. Przesłanek jest bezliku, ponieważ to nie pierwsza tego typu inicjatywa w ciągu ostatnich dekad. Na wschód od obecnej stolicy już dawno powstał Nowy Kair, którego jednak nie udało się zaludnić nawet w najmniej zadowalającym stopniu. Ludzie lgną tam gdzie jest praca, gdzie jest handel, gdzie potrzebne do wytwórstwa surowce. Na pustyni ich nie ma. Nie ma też wody. Nowy Kair nie jest jedyną porażką inwestycyjną i nie jedynym zakrojonym na ogromną skalę projektem tego typu. Już w XIVw. p.n.e. Amenhotep IV zbudował nową stolicę na nietkniętych piaskach - Echnaton. Kazał wszystkim urzędnikom spakować teczki, czy co tam mieli, i wyruszyć w ślad za nim. Po śmierci faraona o mieście zapomniano. Tak i teraz nowe władze zamierzają przenieść wszystkie urzędy do nowego miasta, które jeszcze nie ma nazwy. Trzymam kciuki. Jeśli się uda, będzie to jakaś dwudziesta piąta relokacja stolicy Egiptu w historii (krakusy do dziś nie mogą zapomnieć warszawiakom jednej, a tymczasem Gnieźnianie jakoś się w ogóle nie upominają...).

Numer dwa

Wołodia Putin jest jak Justin Bieber. Tak wielu życzy mu złego, a jednocześnie tak wielu czeka na informację o tym co się z nim w danym momencie dzieje. Nie dziwi nadymanie przez media wątku chwilowej nieobecności przed kamerami przywódcy Rosji, ale z tego co widać w Internecie również masy interesują się tą absencją. Człowieka nie filmowano przez tydzień i już domysły o jego śmierci? Na wszystkie świętości, przecież nawet papieża nie pokazują częściej w telewizji! A może miał zwykłe problemy żołądkowe, albo trzeba było zrobić naradę w sprawie dalszych ruchów wojsk na Ukrainie. Ten człowiek ma także swoje prywatne sprawy, co zresztą było powodem do spekulacji czy nie urodził mu się jakiś nieślubny syn. Zresztą czemu akurat syn? A może właśnie córka. No bo jak syn, to na bank w przyszłości także zaanektuje Krym albo coś równie mało znaczącego, co wywoła wojnę. A teraz zastanawiają się gdzie był jak go nie było i co knuł. Pewnie dokładnie to samo knuł, co knuł kiedy był. Czy naprawdę ktoś myśli, że kiedy Putin lub inny przywódca siedzi przed kamerami i nadaje "na żywo", to wówczas całe jego Państwo zamiera i nikt nic już nie knuje? I czy naprawdę pierwszą naszą myślą powinno być Putin umarł, bo go nie widać ? Jak gdyby wszystko mogło zależeć od naszych życzeń... No, przyznajcie sami przed sobą czy choć przez chwilę nie pomyśleliście, że może faktycznie Władimir  już płynie przez Styks z obolami w ręku... 

Numer trzy

Mamy nasze Ferguson? Takie nagłówki wyskakują tu i ówdzie od przedwczoraj. Oczywiście mówię o Legionowie i o chłopaku, który zmarł podczas interwencji policji. W zasadzie podobieństwo pierwotnego zajścia, które wywołało awantury z policją na Mazowszu, zachodzi w stosunku do przypadku Erica Garnera z Nowego Jorku - on również zmarł przez uduszenie w trakcie aresztowania. Różnica jest taka, że Polak próbował połknąć torebkę z marihuaną. Reszta podobna, włącznie z zachowaniem tłumu. Pomyślałem, że może powinienem poświęcić temu tematowi więcej miejsca, skoro przez 13 lat mieszkałem parę kilometrów obok Legionowa i jakoś jest mi to miejsce znane i bliskie. Z drugiej strony wolę poczekać aż sytuacja się rozwinie, jeśli w ogóle. Nawiasem mówiąc, z całym szacunkiem do majestatu śmierci, jest to chyba pierwszy naocznie potwierdzony przypadek zgonu spowodowanego zażyciem maryśki.

MB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz